fot. Michał Kapusta / naszosie.pl

Wiecznie w czołówce, zawsze wymieniany w gronie faworytów, przez wiele lat znajdujący się w cieniu wielkich rywali. W tym roku udało mu się przełamać wszelkie bariery i zostać niekwestionowanym królem bruków. Przed Państwem Greg van Avermaet.

Przez wiele lat, doświadczony Belg był wymieniany w szerokim gronie faworytów. Co więcej, bardzo często można było go znaleźć w akcjach zaczepnych w samej końcówce, lecz zawsze czegoś brakowało. Wydawało się, że problem van Avermaeta jest ukryty w jego głowie. W końcu wielu zawodników musiało się porządnie odblokować, zanim zaczęli rządzić i dzielić.

Bardzo ważny dla kolarza BMC był sezon 2016. Według nas, to właśnie wtedy rozpoczęła się jego wielka podróż, która w tym sezonie była niezwykle owocna. Wbrew pozorom, to nie mistrzostwo olimpijskie w Rio de Janeiro miało największe znaczenie, a… triumf w Omloop Het Nieuwsblad. W lutym 2016 roku van Avermaet poczuł, że może odnosić piękne zwycięstwa w prestiżowych imprezach, co także pomogło mu w skutecznej walce w Brazylii.

Omloop Het Nieuwsblad

Dwa wielkie triumfy wspomniane przez nas kilka chwil temu, przyniosły światowemu kolarstwu kolejną, wielką gwiazdę. 32-letni zawodnik podszedł do kończącego się sezonu pewny siebie i niezwykle zmotywowany. Pozwoliło to kibicom cieszyć się kapitalnymi pojedynkami pomiędzy van Avermaetem i Peterem Saganem. Dla wielu, takie duo jest obecnie substytutem Boonena i Cancellary, lecz my jesteśmy jeszcze dalecy od takich ocen.

Tak czy inaczej, GvA od samego początku sezonu prezentował bardzo wysoki poziom. Świadczy o tym choćby drugi z rzędu triumf w „Omloopie”, bliźniaczo podobny do tego z ubiegłego roku. Już wtedy jednak Belg otrzymał od fanów przydomek „wheelsucker”, ze względu na ciągłe podążanie za największym rywalem, czyli obecnym mistrzem świata.

Sam początek sezonu oznaczał dla van Avermaeta także start w Strade Bianche. Tam jednak na drodze do zwycięstwa stanął mu Michał Kwiatkowski, który odniósł przepiękny sukces. Mimo to wydaje się, że ta „porażka” dodatkowo zmotywowała Belga, który od tej pory (nie wliczając startu w Sanremo, który chyba został przez niego potraktowany nieco ulgowo) nie dawał rywalom żadnych szans.

Zabawa zaczęła się od E3 Harelbeke. To właśnie tam GvA zaprezentował pełnie swojego kunsztu, w kapitalny sposób pokonując rywali na ostatnich metrach. Nie bez powodu, po finałowym sprincie, Oliver Naesen postanowił przyklasnąć swojemu starszemu koledze.

Record Bank E3 Harelbeke 2017 / Tim De Waele / Quick-Step Floors

Dalej van Avermaet pisał już swoją historię. Podczas Gent – Wevelgem ponownie przydał się jego spryt i umiejętność taktycznego rozgrywania końcówki. Jednocześnie jednak był to zwiastun ogromnych emocji podczas dwóch przepięknych monumentów – De Ronde oraz Piekła Północy.

Co stało się na ostatnim wyścigu we Flandrii wie chyba każdy. Atak największych mistrzów na Oude Kwaremont zapowiadał kapitalną końcówkę. Niestety, „zderzenie” Petera Sagana z kurtką jednego z kibiców spowodowała upadek największych tego sportu, którzy zostali tym samym pozbawieni większych szans na sukces. Mimo to, nasz dzisiejszy bohater zacisnął zęby i ruszył w pogoń za Philippem Gilbertem. Do szczęścia zabrakło 30 sekund. Teraz możemy dywagować czy bez udziału w kraksie GvA byłby w stanie dogonić Gilberta. Według nas, mogłoby do tego dojść.

Po „rozczarowaniu” we Flandrii, mistrz olimpijski podszedł jeszcze bardziej zmotywowany do ostatniego brukowanego wyścigu w pierwszej części sezonu – Paryż-Roubaix. Tam van Avermaet ponownie zmusił rywali do przyjęcia jego stylu. Taktyka, czarowanie i boom, największy triumf w karierze. Tym samym doświadczony Belg udowodnił, że w sezonie 2017 był na brukach zdecydowanie najmocniejszy. Król, pan i władca kocich łbów, potrafiący w kapitalny sposób wykorzystać wszystkie swoje atuty, ze specjalnym naciskiem na czytanie wyścigu i umiejętność rozgrywania finiszy. Bez wątpienia, van Avermaetowi należał się triumf w Piekle Północy.

Paryż-Roubaix / letour.fr

To, co było dalej, schodzi już raczej na dalszy plan. GvA nie ma za sobą choćby znakomitego startu w Tour de France czy kapitalnej końcówki sezonu. Naturalnie, dane mu było meldować się w czołówce pojedynczych etapów czy wyścigów takich jak GP Cycliste de Quebec czy nawet mistrzostwa świata w Bergen. Nie były to jednak aż tak znakomite wyniki jak w pierwszej części sezonu, co tylko udowadnia kapitalną formę van Avermaeta podczas wiosennych klasyków. Belg jest bez wątpienia jest jedną z największych gwiazd w kolarskim światku. Czy podobnie będzie za rok? Bardzo prawdopodobne.

Poprzedni artykułDwie czasówki w Giro d’Italia 2018?
Następny artykułTour of Hainan: wyścig dla Mosci, ostatni etap dla Coopera
Dziennikarz z wykształcenia i pasji. Oprócz kolarstwa kocha żużel, o którym pisze na portalu speedwaynews.pl. W wolnych chwilach bawi się w tłumacza, amatorsko jeździ i do późnych godzin nocnych gra półzawodowo w CS:GO.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments