Team Movistar / Liege-Bastogne-Liege

Podczas gdy w ostatnim czasie niemal cała uwaga mediów skupia się na chłodnej przyjaźni Nairo Quintany i Mikela Landy, do pełni formy wraca trzeci z muszkieterów Eusebio Unzue, Alejandro Valverde. Niedawno dzieliliśmy się przypuszczeniami, że 37-letni Hiszpan powróci na szosę jeszcze silniejszy, co potwierdził w udzielonym ostatnio wywiadzie.

To będzie bardzo trudne, jednak bardziej bym chciał w przyszłym sezonie wygrać Liege-Bastogne-Liege po raz piąty niż Amstel Gold Race po raz pierwszy. Pięcioma sukcesami w Liege dorównałbym samemu Eddy’emu [Merckxowi],

– powiedział podczas zgrupowania Movistaru w Pamplonie Valverde.

Najstarszy z liderów hiszpańskiej ekipy już teraz jest rekordzistą pod względem liczby wygranych w jego ukochanej Walońskiej Strzale, jednak jak sam powiedział z nieodłącznym zawadiackim uśmiechem – „jeśli mogę wywalczyć szóste, to tym lepiej”.

Chociaż w jego wieku wielu zawodników decyduje się na zakończenie kariery, nawet w obliczu tak poważnej kontuzji Valverde nie rozważał wprowadzenia w życie takiego scenariusza.

Wszyscy doskonale wiemy co mi się przydarzyło, jednak nie czuje się zmęczony ani psychicznie, ani fizycznie. W ogóle nie czuję się, jakbym miał 37 lat na karku. Czuję się dziesięć lat młodszy.

Podczas treningów pokonałem około 6000 kilometrów. Moim celem było osiągnięcie tak wysokiej formy, jak będzie to możliwe i udało mi się go zrealizować. Wydaje mi się, że gdybym teraz przystąpił do rywalizacji, byłbym bliski walki o zwycięstwo.

Mogę ponownie trenować, walczyć w sprinterskich pojedynkach, jestem w stanie generować taką samą moc jak przed wypadkiem, więc wszystko zmierza we właściwym kierunku. Kontuzjowana noga jest słabsza od tej zdrowej, jednak wierzę, że zimą będę w stanie to przepracować i przywrócić ją do pełnej sprawności.

 

 

 

Jak jednak zdradza, nawet on miał czarne myśli czekając na interwencję medyczną w Dusseldorfie i obawiał się, że kraksa na etapie otwierającym tegoroczną Wielką Pętlę zakończy jego zawodową karierę.

Spojrzałem na moje kolano i pomyślałem, że mogę zapomnieć o powrocie na rower. Te piętnaście minut, podczas których czekałem na przyjazd ambulansu, było najgorsze. Kiedy już dotarłem do szpitala i przedstawiono mi możliwe metody doprowadzenia kolana do pełnej sprawności, odzyskałem nadzieję. Mój cel jest prosty: zacząć ponownie wygrywać.

Nie wiem, czy moje pierwsze zwycięstwo będzie miało miejsce w styczniu, lutym, marcu czy kwietniu. Lecz chociaż nie chcę się chełpić powiem, że nie będzie trzeba na nie długo czekać.

 

Poprzedni artykułSaitama Criterium: triumf Marka Cavendisha
Następny artykułDwie czasówki w Giro d’Italia 2018?
Z wykształcenia geograf i klimatolog. Przed dołączeniem do zespołu naszosie.pl związana była z CyclingQuotes, gdzie nabawiła się duńskiego akcentu. Kocha Pink Floydów, szare skandynawskie poranki i swoje boksery. Na Twitterze jest znacznie zabawniejsza. Ulubione wyścigi: Ronde van Vlaanderen i Giro d’Italia.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments