Michał Kapusta / naszosie.pl

Gdy 5 czerwca 1999 roku życie i kariera Marco Pantaniego zostały bezpowrotnie złamane w Madonna di Campiglio, Roberto Heras triumfował w Aprice. Kilka lat później na własnej skórze przekonał się, że badanie lidera, przeprowadzone przedostatniego dnia Wielkiego Touru, może mieć daleko idące konsekwencje.

W 2000 roku Vuelta a Espana pada łupem jadącego w zespole Kelme-Costa Blanca Roberto Herasa. Następnie Hiszpan przechodzi do U.S. Postal i przez trzy sezony jest jednym z ważniejszych pomocników Lance’a Armstronga w trakcie Tour de France.

Nie przeszkadza mu to startować w ojczystym Wielkim Tourze, w którym zajmuje odpowiednio czwartą, drugą oraz pierwszą lokatę. Po zwycięstwie w 2003 roku opuszcza amerykański team i zasila szeregi zespołu Liberty Seguros. Zdaje sobie sprawę, że w rywalizacji z Teksańczykiem na francuskich trasach, z różnych powodów, nie ma większych szans i celuje w hiszpańską Vueltę.

Heras staje na najwyższym stopniu podium w Madrycie w latach 2004-2005 i z czterema sukcesami na koncie zostaje najbardziej utytułowanym zawodnikiem w historii wyścigu. Gdyby ktoś postawił wówczas u bukmachera, że trzydziestojednoletni Hiszpan nie wystartuje więcej w profesjonalnych zawodach, zarobiłby krocie.

8 listopada 2005 roku hiszpański dziennik „El Mundo” donosi, że badanie pobranej od Herasa 17 września próbki krwi wykazało stosowanie EPO. Po przeszło dwóch tygodniach informacja ta zostaje potwierdzona. Jak to zwykle bywa, sam zawodnik zaprzecza. Na niewiele się to jednak zdaje. Zostaje zwolniony z Libery Seguros, pozbawiony zwycięstwa w wyścigu, które przypadło Denisowi Mieńszowowi oraz zdyskwalifikowany na dwa lata. Pewnym novum jest natomiast to, że Hiszpan odwołuje się do sądu cywilnego.

To nie pierwszy przypadek naruszenia polityki antydopingowej przez kolarzy Liberty Seguros w tym sezonie. Podwyższony poziom hematokrytu uniemożliwił Nuno Ribeiro udział w Giro d’Italia, a Isidro Nozalowi w Dauphine Libere. Drużyną zaś kieruje Manolo Saiz – ten sam, któremu w 1999 roku organizatorzy Tour de France zabronili (ostatecznie nieskutecznie) udziału w wyścigu w roli dyrektora sportowego ONCE. A przecież nie wszystkie jego winy były wówczas znane…

W 2006 roku, w związku z „Operacją Puerto”, nazwisko Roberto Herasa pojawia się na liście potencjalnych, niepotwierdzonych klientów doktora Eufemiano Fuentesa. Nie ponosi on jednak z tego tytułu poważniejszych reperkusji, choć to właśnie wpadka Hiszpana podczas Vuelty miała być jednym z powodów działań policji.

W lipcu 2007 roku w wywiadzie dla dziennika „Marca” Heras wyznaje, że trenuje codziennie i zamierza wrócić do sportu, lecz nie ma na stole żadnych konkretnych propozycji. W ciągu kolejnych miesięcy zgłasza się do niego kilka zespołów, ale żaden jeżdżący w cyklu ProTour. Nie mogąc rywalizować na najwyższym poziomie pod koniec grudnia Hiszpan ogłasza zakończenie kariery, krytykując przy okazji standardy etyczne panujące w kolarstwie, przez które nie ma dla niego miejsca wśród najlepszych.

Roberto Heras nie żegna się jednak definitywnie z rowerem, startuje z sukcesami w imprezach dla amatorów, chociażby w zawodach w Brompton, w których zawodnicy ubrani są na modłę angielskich dżentelmenów.

24 czerwca 2011 roku sąd w Valladolid uchyla karę dwuletniej dyskwalifikacji dla Herasa. Powodem jest szereg nieprawidłowości w trakcie kontroli, między innymi zbyt późne przekazanie próbek do laboratorium, badanie ich przez tych samych techników oraz zamieszczenie w dokumentacji medycznej informacji, które umożliwiały łatwą identyfikację Hiszpana, co naruszyło zasadę nieujawniania tożsamości.

21 grudnia 2012 roku hiszpański Sąd Najwyższy podtrzymał w mocy orzeczenie niższej instancji – tym samym Heras znów oficjalnie figuruje jako zwycięzca Vuelta a Espana 2005. Natomiast w maju tego roku zawodnikowi przyznano 724 000 euro zadośćuczynienia, chociaż ten ubiegał się o okrągły milion.

Wielu światowej sławy kolarzom dopiero po latach udało się udowodnić stosowanie dopingu. Przypadek Roberto Herasa jest zaś zgoła odmienny. Pytanie, czy były towarzysz Lance’a Armstronga oraz podopieczny Manolo Saiza rzeczywiście pozostał czysty w czasach, gdy kolarstwo spowite było w mroku oszustw i kłamstw, być może nigdy nie zostanie rozstrzygnięte.

Poprzedni artykuł3T Strada ekipy Aqua Blue Sport bez przedniej przerzutki
Następny artykułKamil Białończyk w Guerciotti – Kiwi Atlantico
Redaktor-samouk, z wykształcenia psycholog. Niegdyś wielki fan Lance’a Armstronga, obecnie Michała Kwiatkowskiego. Jego ulubione wyścigi to Paryż-Roubaix i Tour de France.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments