BMC Racing Team / TDWSport

Koniec hiszpańskiej Vuety wyznacza początek ostatniej fazy sezonu szosowego, w której po kilku miesiącach wielkich emocji związanych z rywalizacją w imprezach etapowych wracamy do tego, co stanowi sól kolarstwa – wyścigów jednodniowych. Rozgrywane na rundach i łącznym dystansie przekraczającym 200 kilometrów, kanadyjskie klasyki zawsze stanowią doskonałą okazję do przyjrzenia się dyspozycji głównych aktorów batalii o wymarzoną tęczową koszulkę. Charakter trasy bardzo zbliżony do tej wytyczonej na wyścig ze startu wspólnego w Bergen natomiast sprawił, że na linii startu w Quebecu stawiła się niemal cała śmietanka zawodowego peletonu. Teraz nadchodzi czas na dogrywkę w Montrealu.

Przez lata wydawało się niemal pewne, że to szybko zdobywający na popularności Tour of California dostąpi zaszczytu stania się pierwszym północnoamerykańskim wyścigiem kolarskim rangi WorldTouru. Kalifornijską imprezę ubiegły jednak napędzane doświadczeniem i ambicjami Serge’a Arsenault kanadyjskie klasyki, które rozegrane po raz pierwszy zaledwie przed siedmioma laty, od razu zyskały uznanie włodarzy UCI i zostały włączone to panteonu największych wyścigów kalendarza.

Pierwsze edycje Grand Prix Quebecu i Montrealu nie zyskały dużego rozgłosu czy zainteresowania największych gwiazd peletonu, jednak w odniesieniu do nich bardzo szybko zastosowanie znalazło jedno z najbardziej trafnych anglojęzycznych powiedzeń: timing is everything. Dogodny wrześniowy termin wraz z wzorowym przygotowaniem pod kątem organizacyjnym i nawiązującą do pagórkowatych klasyków trasą odmieniły niekorzystną sytuację i sprawiły, że kanadyjskie wyścigi jednodniowe stały się ulubioną formą przygotowań do mistrzostw świata dla wszystkich tych zawodników, którzy nie ścigają się w tym czasie na hiszpańskich szosach.

Główną wadą dyptyku spod znaku klonowego liścia jest oczywiście dystans dzielący Amerykę Północną od większości aren rywalizacji związanych z kolarstwem szosowym, jednak postępująca globalizacja dyscypliny sprawia, że również na imprezę mistrzowską zawodnicy coraz częściej zmuszeni są podróżować w odległe zakątki naszej planety. Ponadto statystyki z ostatnich pięciu lat nie przynoszą odpowiedzi na pytanie, który z wyścigów stanowi najskuteczniejszą formę przygotowania do batalii o tęczową koszulkę: Vuelta okazała się szczęśliwa dla Philippe Gilberta (2012) i pomogła w walce o pierwszy tytuł Peterowi Saganowi (2015), jednak już w zeszłym roku Słowak wybrał Quebec i Montreal, podobnie jak Rui Costa w drodze po swój największy sukces w deszczowej Florencji (2013). Z ogólnego trendu wyłamał się jedynie Michał Kwiatkowski, dla którego ostatnim wyścigiem poprzedzającym start w Ponferradzie (2014) był podobnie jak w tym roku Tour of Britain.

Na papierze rozgrywany w niedzielę Grand Prix Cycliste de Montreal jest tym trudniejszym z kanadyjskich klasyków, czego potwierdzeniem jest lista jego zwycięzców zawierająca takie nazwiska jak Robert Gesink, Rui Costa czy Tim Wellens. Dwa podjazdy znajdujące się na trasie wyścigu są znacznie trudniejsze od tych pokonywanych w Quebecu, choć ich umiejscowienie w początkowej części rundy w znacznym stopniu redukuje ich wpływ na końcowy wynik rywalizacji. Typowi sprinterzy nie mają czego szukać w Montrealu, ale już obdarzeni dobrym przyspieszeniem w końcówce specjaliści od ardeńskich klasyków regularnie zajmują miejsca na podium imprezy. Istnieje jednak alternatywny scenariusz, w którym wysokie tempo pokonywania kolejnych podjazdów błyskawicznie redukuje peleton, a wyścig przeobraża się w wojnę na wyniszczenie, z której zwycięsko wychodzą najmocniejsi górale.

W zeszłym roku to spisujący się w kanadyjskich klasykach niemal tak dobrze jak w Tour de Suisse Rui Costa był niekwestionowanie najsilniejszych zawodnikiem całego wyścigu, jednak uciekając solo nie zdołał on stawić czoła pościgowi prowadzonemu przez Petera Sagana i Grega Van Avermaeta. Ostatecznie i oni zostali dopędzeni przez kolejnych kolarzy, co doprowadziło do sprintu z nietypowo dużej jak na Grand Prix Cycliste de Montreal grupy. Zwycięsko wyszedł z niego tym razem Greg Van Avermaet, podczas gdy na niższych stopniach podium stanęli Peter Sagan i Diego Ulissi. Cała trójka już w niedzielę ponownie stanie na starcie w drugim największym kanadyjskim mieście, podobnie jak Tom Dumoulin, Michael Matthews, Oliver Naesen, Tony Gallopin, Sonny Colbrelli, Sergio Henao, Tim Wellens, Tiesj Benoot i wiele innych gwiazd peletonu.

Zmierzą się oni na rundzie o długości 12.1 kilometra wytyczonej w części Montrealu nieprzypadkowo nazwanej Mount Royal, która pokonywana 17 razy złoży się na łączny dystans 206 kilometrów. Największymi  przeszkodami umieszczonymi na trasie będą znajdujące się w początkowej części rundy podjazdy Cote Camillien-Houde (1.8 km, 8.0%) i Cote de la Plytechnique (780m, 6%), podczas gdy w jej drugiej części przeważają zjazdy. W decydującej fazie wyścigu pewną trudność zawsze stanowi znajdujący się zaledwie 500 metrów od linii mety ciasny nawrót, ta natomiast ulokowana jest na znacznie krótszym niż w przypadku rundy a Quebecu, ale bardziej stromym wzniesieniu (ok. 4%).

Po piątkowym popisie mocy można mieć poważne wątpliwości, czy ktokolwiek z imponującej przecież stawki będzie w stanie pokonać Petera Sagana (Bora-hansgrohe).

Z pewnością bez walki nie podda się broniący tytułu Greg Van Avermaet (BMC Racing), podobnie jak urodzony do zwyciężania sprintów na krótkich i sztywnych podjazdach Michael Matthews (Team Sunweb), dodatkowo wspomagany mocą potężnej lokomotywy w postaci Toma Dumoulin.

Swoich szans w sprincie szukać będą również Diego Ulissi (UAE Team Emirates), Sonny Colbrelli, Enrico Gasparotto (Bahrain Merida), Nathan Haas (Dimension Data), Jasper Stuyven (Trek-Segafredo), Oliver Naesen (AG2R La Mondiale) czy Sep Vanmarcke (Cannondale-Drapac), podczas gdy obok gwarantowanego ataku Rigoberto Urana (Cannondale-Drapac), w akcji zaczepnej na otwierających finałową rundę podjazdach zobaczyć możemy Alexisa Vuillermoza, Jana Bakelantsa (AG2R La Mondiale), Tima Wellensa, Tonego Gallopin, Tiesja Benoot (Lotto Soudal), Toma Dumoulin (Team Sunweb), Petra Vakoca (Quick-Step Floors), Toma-Jelte Slagtera, Alberto Bettiola (Cannondale-Drapac), Bauke Mollemę (Trek-Segafredo) czy Dylana Teunsa (BMC Racing).

 

Grand Prix Cycliste de Montreal rozegrane zostanie w niedzielę, 10 września.

Relację z wyścigu będzie można śledzić na antenie stacji Eurosport 2 od godz. 20:00.

Poprzedni artykułBergen 2017: skład reprezentacji Austrii
Następny artykułMadrid Challenge: Jolien d’Hoore najlepsza w sprincie, aktywna Jasińska
Z wykształcenia geograf i klimatolog. Przed dołączeniem do zespołu naszosie.pl związana była z CyclingQuotes, gdzie nabawiła się duńskiego akcentu. Kocha Pink Floydów, szare skandynawskie poranki i swoje boksery. Na Twitterze jest znacznie zabawniejsza. Ulubione wyścigi: Ronde van Vlaanderen i Giro d’Italia.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments