Według raportów Il Corriere della Sera, France 2 i ARD testy przeprowadzane przez Międzynarodową Unię Kolarską mogą wykryć jedynie najprostsze silniki chowane w ramach.
UCI wyrywkowo sprawdza rowery na najważniejszych wyścigach od początku sezonu 2016. Za pomocą tabletu wyposażonego w odpowiednią aplikację oraz specjalnym, magnetycznym dodatkiem, pracownicy unii skanują ramę i koła. Jedno z takich urządzeń otrzymali dziennikarze Il Corriere della Sera, France 2 i ARD. Maszyna została przekazana Towarzystwu Fraunhofera Wspierania Badań Stosowanych, gdzie Bernd Valeske, wicedyrektor placówki, sprawdził działanie tabletu.
Pierwszym testem było przyjrzenie się rowerowi wyposażonemu w silnik podobny do znalezionego w zapasowym „rumaku” Femke Van den Driessche podczas mistrzostw świata w kolarstwie przełajowym w 2016 roku. Kamera wyczuła pole magnetyczne motoru, ale przy okazji wskazała też trzy inne miejsca. Fałszywe odkrycia zapewne prowadziłyby do ewentualnego „rozebrania” roweru. Jeden z mechaników WorldTour przyznał jednak w rozmowie z Il Corriere della Sera, że przy nim przeprowadzono kilka tysięcy testów i nigdy nie spotkał się z prośbą o dodatkowe badania.
Drugim eksperymentem Valeske było przebadanie koła mającego w obręczy urządzenie wykorzystujące indukcję magnetyczną. Tego typu „doping mechaniczny” kosztuje przynajmniej 20 000 euro za sztukę. Jak się okazuje… tablet UCI nie był w stanie odkryć jakichkolwiek anomalii – według aplikacji rower był w stu procentach czysty. Silnik został jednak łatwo znaleziony dzięki rentgenowi.
Sprawa dopingu mechanicznego i braku skuteczności ze strony Międzynarodowej Unii Kolarskiej to również temat debat przed wyborami nowego prezydenta, które odbędą się w Bergen. David Lappartient, jedyny konkurent obecnego szefa Briana Cooksona, stwierdził, że po ewentualnej wygranej zajmie się poprawieniem badań stosując m.in. promienie rentgenowskie i kamery termowizyjne oraz dodatkowe rozkładanie rowerów na części.