© ASO/Alex BROADWAY

Stało się! Francja ma nowego bohatera, namaszczonego na kolejnego Voecklera, Chavanela i miejmy nadzieję, że nie Rollanda. I ile jednak to zwieńczone dramatycznym finałem szaleństwo doskonale wpisało się w ogólny charakter tegorocznej Wielkiej Pętli i musiało przypaść do gustu wszystkim obserwatorom kolarstwa, zdecydowanie nie było na rękę pretendentom do walki o najwyższe laury. Dziś bowiem czeka ich najcięższa próba, a przystąpią do niej znacznie znacznie mocniej podgotowani, niż zakładał oryginalny plan. Gotowi na pokaz fajerwerków?

Jura jeszcze nigdy nie odgrywała tak znaczącej roli dla ostatecznego kształtu klasyfikacji generalnej Tour de France, ale spodziewamy się, że niedzielny odcinek do niepozbawionego polskich akcentów Chambéry jeśli nie wskaże zwycięzcy wyścigu, to na pewno tych, którzy nimi nie zostaną. Zazdrosne Col de la Croix de Fer, Galibier i Izoard na pewno zemszczą się na mnie za nazwanie tego właśnie etapu królewskim, jednak skala i stopień skumulowania trudności na liczącej zaledwie 181 kilometrów trasie zdecydowanie wykracza poza standardową ofertę Wielkiej Pętli. To jest pakiet deluxe.

W dodatku bardzo nietypowy. W Jurze najprawdopodobniej nie dało się wytyczyć odcinka trudniejszego i jednocześnie w niemal każdym aspekcie zaprzeczającego temu, do czego Wyścig Dookoła Francji nas wszystkich przyzwyczaił. Długie i regularne podjazdy o umiarkowanym stopniu nachylenia? Bezpieczne, dobrze wyprofilowane zjazdy? Świetnej jakości szosy? Nie dziś!

Łania (czyli żona jelenia) i gołębnik, na cześć których nazwane zostały pierwsze dwa podjazdy najwyższej kategorii dnia, brzmią trochę jak szkolna wycieczka do mini zoo, jednak rywalizujący zawodnicy nie będą mieli czasu na podziwianie zdumiewającej przyrody Jury. Już sekwencja relatywnie krótkich i odcinkami piekielnie stromych Col de la Biche z Grand Colombier pozwoliłaby części liderów bardzo krytycznie zweryfikować swoje ambicje dotyczące ostatecznego miejsca w klasyfikacji generalnej wyścigu, tymczasem będą one stanowić jedynie przygrywkę do ostatniego wzniesienia dnia – będącego jednym z najcięższych podjazdów w historii Tour de France Mont du Chat (który, chociaż idealnie wpisałoby się to w narrację, nie został nazwany na cześć kota).

Zaznajomili się już z nim uczestnicy tegorocznej edycji Critérium du Dauphiné i jak można się było spodziewać, niewielu sprostało wyzwaniu mimo generalnie niższemu stopniowi trudności pokonywanego w ubiegłym miesiącu etapu. Mont du Chat to relatywnie łagodny start, po którym nachylenie nie spada poniżej 10% niemal do szczytu wzniesienia, a długimi odcinkami sięga 14-15%. Sytuacji nie ułatwia fatalnej jakości nawierzchnia, która sprawia, że koła wgryzają się w asfalt, a pokonywanie kolejnych metrów dosłownie trwa wieczność. Rzadki iglasty las nie udzieli schronienia ani przed słońcem, ani przed rywalami, a kolejni zawodnicy będą strzelać niczym noworoczne fajerwerki.

Etap nie kończy się na podjedzie ale w Chambéry, gdzie przed 28 laty nieodżałowany Joachim Halupczok w imponującym stylu sięgnął po tytuł mistrza świata w gronie amatorów. Spodziewam się jednak, że technicznie skomplikowany zjazd z Mont du Chat zamiast sprzyjać odrabianiu strat przyczyni się do dalszych podziałów w stawce, tym samym stanowiąc wartość dodaną do i tak ekscytującej rywalizacji. Płaski finisz to już element czysto humorystyczny, jak to zazwyczaj bywa w przypadku górali ścigających się na kreskę.

Niemal zapomniałam dodać, że prognozowane są burze…

Oto, co na temat 9. etapu 104. edycji wyścigu Tour de France mieliśmy do powiedzenia jeszcze przed rozpoczęciem imprezy:

09 lipca 2017 – Etap 9: Nantua › Chambéry 181 km

W niedzielę organizatorzy wyścigu zaserwują nam natomiast Jurę w wydaniu deluxe. W menu znajdują się piekielnie strome Col de la Biche (10.5km, 9%), Grand Colombier (8.5km, 9.9%) i miażdżący morale Mont du Chat (8.7km, 10.3%), z którego zjeżdża się jeszcze gorzej, niż nań wjeżdża. Można odrobinę żałować, że wymienionych wyżej atrakcji nie udało się upakować na nieco krótszej trasie, ale i tak zapowiada się wyjątkowo dynamiczne ściganie na czele i walka o życie w ogonie stawki.

Gdyby niedzielny etap kończył się na podjeździe, sprawa byłaby dosyć prosta. Konsekwentnie realizowana przez Team Sky taktyka zakłada miażdżenie rywali na pierwszym górskim etapie imprezy i późniejszą obronę pozycji, a dobrą jazdą na La Planche des Belles Filles Chris Froome udowodnił, że dysponuje już dostatecznie wysoką formą, by przeprowadzić taką akcję. W ostatnich latach urodzony w Kenii Brytyjczyk w imponującym stopniu poprawił również swoją technikę na zjazdach, co na niedzielnym etapie stanowić będzie bardzo istotny atut. Powinien dzisiaj powiększyć swoją przewagę nad rywalami, jeśli jednak dotrze w okolice linii mety w kilkuosobowej grupie, etapowy triumf nie jest gwarantowany.

Niemal wszystko, co napisałam w odniesieniu do lidera Team Sky można powiedzieć również o Richiem Porte (BMC Racing), z wyłączeniem wyśmienitej techniki na zjazdach. Tasmańczyk fenomenalnie spisuje się na stromych i relatywnie krótkich podjazdach, co potwierdził podczas wspomnianego już etapu tegorocznego Critérium du Dauphiné, choć w tym kontekście jego występ na La Planche des Belles Filles skłania do zastanowienia się, czy forma nie przyszła nieco zbyt wcześnie. Jeśli jednak lider BMC ponownie pokona Mont du Chat w gronie najlepszych i zminimalizuje straty na trudnym zjeździe, powinien walczyć o wysokie miejsce w Chambery.

Fabio Aru (Astana) był pierwszym zawodnikiem na szczycie Mont du Chat w ubiegłym miesiącu, a od początku rozgrywania Wielkiej Pętli imponuje świeżością, dynamiką i agresywnym nastawieniem. By odnieść etapowe zwycięstwo kolejny raz będzie musiał pokusić się o solową akcję, jednak trudno mieć jakiekolwiek wątpliwości, że przynajmniej podejmie taką próbę.

Zakładając sprinterski finisz z małej grupy, zdecydowanie najszybszym zawodnikiem w stawce górali jest Daniel Martin (Quick-Step Floors) i po wejściu w życie takiego właśnie scenariusza to on powinien sięgnąć po etapowy triumf. Wydaje się jednak, że skala trudności prezentowana przez Mont du Chat to odrobinę zbyt wiele dla pozytywnie usposobionego Irlandczyka, a sprawę dodatkowo skomplikuje jego bez mała koszmarna technika na zjazdach.

Innym kandydatem do odniesienia etapowego zwycięstwa będzie dynamiczny, świetnie zjeżdżający i szybki Romain Bardet (Ag2r-La Mondiale), który jako wychowanek stacjonującej w Chambery francuskiej ekipy doskonale zna lokalne szosy.

My jak zwykle trzymamy kciuki za Rafała Majkę (Bora-hansgrohe), który co prawda nieco zawiódł na La Planche des Belles Filles, jednak ostatnie meldunki dowodzą, że forma rośnie.

W kategorii czarnych koni mogących pokusić się o atak z dystansu wymienić należy natomiast takich zawodników, jak George Bennett, Robert Gesink (LottoNL-Jumbo), Thibaut Pinot (FDJ), Serge Pauwels (Dimension Data), Pierre Rolland (Cannondale-Drapac) czy Simon Yates (Orica-Scott).

Uprzedzając późniejsze komentarze i wątpliwości zaznaczam natomiast, że nie zapomniałam, że w wyścigu biorą także udział Alberto Contador (Trek-Segafredo) i Nairo Quintana (Movistar). Zwycięstwo któregokolwiek z nich na dzisiejszym etapie najzwyczajniej nie mieści się w mojej wizji pojmowania świata, ale jeśli do niego dojdzie, będę przeszczęśliwa. Jak każda kobieta, kocham niespodzianki.

 

Pełną zapowiedź 104. edycji Tour de France można znaleźć > tutaj.

Mapy i profile tutaj

Lista startowa tutaj

Plan transmisji TV > tutaj

Poprzedni artykułGiro Rosa 2017: Van der Breggen wygrywa wyścig, Niewiadoma trzecia na etapie!
Następny artykułGiro Rosa 2017: Stan Claudii Cretti bez zmian
Z wykształcenia geograf i klimatolog. Przed dołączeniem do zespołu naszosie.pl związana była z CyclingQuotes, gdzie nabawiła się duńskiego akcentu. Kocha Pink Floydów, szare skandynawskie poranki i swoje boksery. Na Twitterze jest znacznie zabawniejsza. Ulubione wyścigi: Ronde van Vlaanderen i Giro d’Italia.
Subscribe
Powiadom o
guest
2 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze
Inline Feedbacks
View all comments
MGR
MGR

Tylko co to za pomysł, żeby zniżać Quintanę do poziomu jakiegoś Contadora?

Slawomir Giecewicz
Slawomir Giecewicz

Pani Olu , dlaczego nie Rollanda ?