Australijczyk wrócił do rywalizacji po nieudanym Giro d’Italia i zwyciężył w prologu Tour de Suisse.
Rohan Dennis miał być jednym z liderów BMC Racing Team na setną edycję La Corsa Rosa. Niestety kontuzja sprawiła, że Australijski kolarz musiał się wycofać na czwartym etapie z finiszem na Etnie. Po tym zdarzeniu Dennis miał miesiąc przerwy i powrócił do walki w Tour de Suisse, które zaczęło się od sześciokilometrowego prologu.
Przejęcie koszulki lidera w moim pierwszym wyścigu po powrocie, zwłaszcza wyścigu WorldTour, jest wyjątkowe. Cierpiałem na treningach po wycofaniu się z Giro d’Italia, ale dzisiaj miałem swój dzień. Po Giro byłem mocno rozbity mentalnie. Dla mnie to był wielki cel tego roku, włożyłem w to wiele pracy, która zaczęła się już w sierpniu zeszłego roku, po Igrzyskach Olimpijskich w Rio de Janeiro. Takie rzeczy jednak się zdarzają – musiałem spróbować się odbudować. Treningi nie szły zbyt dobrze, więc dzisiejszy wynik to trochę niespodzianka
– powiedział na mecie Dennis.
Po utracie możliwości walki na własne konto w Giro d’Italia, Australijczyk walczy o miejsce w zespole BMC na Tour de France. Liderem będzie Richie Porte, który znajduje się w znakomitej formie i ma realne szanse walki o podium Wielkiej Pętli. Dennis przyznał jednak, że nie przyjechał do Szwajcarii walczyć w górach – ekipa będzie wspierała Damiano Caruso.
Nie jestem tutaj z myślą o klasyfikacji generalnej. Przyjechałem trochę się pobawić i sprawdzić formę na dwóch czasówkach. Drugi etap jest trudniejszy niż wygląda „na papierze”. Chłopaki mówili, że ostatni raz, gdy jechali tę rundę, to na finiszu walczyła 50-osobowa grupa. Zobaczymy jak będę się czuł. Mogę być bardzo słaby, a mogę być dobry i obronić koszulkę. Mam dziewięć sekund nad Michaelem Matthewsem, a on jest dobrym sprinterem. Jeśli on wygra, a ja będę w grupie, to stracę pozycję lidera przez bonifikatę.