© ASO/P.Ballet

Greg Van Avermaet wreszcie spełnił swoje marzenie i zdobył monument.Zdenek Stybar już drugi raz musiał zadowolić się drugą lokatą, a Sebastian Langeveld uznał najniższy stopień podium za dzisiejszy szczyt możliwości.

Greg Van Avermaet:

Na początku swojej kariery przyjechałem na welodrom w Roubaix i pomyślałem, że zwycięstwo tutaj jest niemożliwe. Mija dziesięć lat, a ja to zrobiłem. Bardzo dużo na to pracowałem. Każdego roku się poprawiałem i wreszcie wygrałem. Pozostawałem spokojny, miałem mocną drużynę w odpowiednim momencie, gdy pojawił się defekt. Dojechałem do najlepszych bez utraty energii. Daniel Oss pojechał naprawdę świetny wyścig. To dla nas dobry dzień, a ja zrobiłem co musiałem. Byłem bardzo pewny swojego sprintu, wygrałem już wiele takich rozgrywek. Jestem jednym z szybszych kolarzy, ale kiedy dojechali do nas Jasper Stuyven i Gianni Moscon, to strategia się zmieniła. Ich powrót był niespodziewany, ale wszystko zrobiłem jak trzeba. Miałem wystarczającą moc, by pokonać Stybara, jestem bardzo szczęśliwy. Tytuł mistrza Olimpijskiego zawsze będzie moim największym sukcesem, ale miło wreszcie mieć monument. Próbowałem od wielu lat, wierzyłem, że mogę to zrobić. Wygrywanie pomaga w kolejnych zwycięstwach. Cieszę się, że wygrałem ostatni wyścig Toma Boonena.

Zdenek Stybar:

Drugie miejsce to duży zawód. Robiliśmy wszystko dla Toma Boonena. Cała ekipa go wspierała, oddała mu serce. Ostatecznie to ja znalazłem się w zwycięskiej ucieczce. Nie było łatwo się przestawić, bo wcześniej musiałem dużo pracować. W końcówce mogłem się trochę oszczędzać, ale w Paryż-Roubaix trzymanie koła to nie leżenie na sofie. Bardzo długo myślałem o poczekaniu na Boonena i przyciągnięciu go do czołówki. Dopiero cztery kilometry przed metą uznałem, że jadę po wygraną. Wcześniej nie jechałem dla siebie, największym marzeniem było przyprowadzenie Toma na welodrom. Tak się nie stało i to przykre. Zrobiłem co mogłem, chociaż może powinienem zaczekać jeszcze 50m z atakiem, ale sprint na torze jest specyficzny. Tom to wyjątkowy kolarz, wyjątkowa osoba i wyjątkowy przyjaciel. Głupio, że nie zdołaliśmy wywalczyć dla niego zwycięstwa, ale daliśmy z siebie wszystko.

Sebastian Langeveld:

Wiedziałem, że w bezpośrednim sprincie, prawie niemożliwe dla mnie będzie zwycięstwo przeciwko tym dwóm kolarzom [Van Avermaet i Stybar]. Mój dyrektor sportowy Andreas Klier powiedział, że miałem dzisiaj dobry dzień i powinienem w siebie uwierzyć. Nie pamiętam gdzie, ale miałem defekt, który prawie wyeliminował mnie z wyścigu. Jak wróciłem, to widziałem wielu zmęczonych ludzi, więc zaatakowałem, żeby odjechać przed faworytami. Razem ze mną pojechali bardzo mocni kolarze. Trochę brakowało mi pewności siebie po dwóch latach kontuzji, chorób i zawodów. Dawno już nie byłem w walce na monumencie i nigdy żadnego nie wygrałem. Zwyciężyłem tylko w Circuit Het Nieuwsblad w 2011 roku. To wspaniały wynik. Dobra forma, którą miałem we Flandrii to znak. Jestem bardzo szczęśliwy i dumny z podium w Paryż-Roubaix. Trzecie miejsce to najlepszy wynik w jaki mogłem dzisiaj celować.

Poprzedni artykułŚlężański Mnich: Agnieszka Skalniak wygrywa wyścig kobiet
Następny artykułGracjan Szeląg ósmy w Trofeo Ledo Tempestini
Menedżer sportu, fotograf. Zajmuje się sprzętem, relacjami na żywo i wiadomościami. Miłośnik wszystkiego co słodkie, w wolnym czasie lubi wyskoczyć na rower żeby poudawać, że poważnie trenuje.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments