Volta Ciclista a Catalunya

W życiu nawet o najdrobniejszych sprawach decyduje właściwe miejsce i czas, perfect timing. Jeżeli więc czegokolwiek brakuje katalońskiej etapówce by stać na równi z Paris-Nice, Tirreno-Adriatico czy Criterium du Dauphine, jest to właśnie nieco bardziej fortunne miejsce w kalendarzu. I chociaż my, jeszcze bardziej niż zwykle zaaferowani jesteśmy klasykami, warto dać szanse wyścigowi którego historia sięga początków kolarstwa szosowego.

Jest to rzadko podkreślany fakt, ale pierwsza edycja Volta a Catalunya rozegrana została już w 1911 roku. Czyni to ją czwartym najstarszym wyścigiem etapowym w kalendarzu po Tour de France (1903), Tour of Belgium (1908) i Giro d’Italia (1909), a na liście zwycięzców znajdują się niemal wszystkie konieczne do odhaczenia nazwiska: Eddy Merckx, Jacques Anquetil, Felice Gimondi, Bernhard Thevenet, Francesco Moser, Sean Kelly, Claudio Chiappucci, Laurent Jalabert oraz wszyscy możliwi do wymienienia z pamięci Hiszpanie. Dwukrotnie triumfował w niej nawet Joaquim Rodriguez, co jak wiemy, wbrew niekwestionowanym predyspozycjom, nigdy nie przychodziło mu z łatwością.

Podczas gdy podążając za najnowszymi trendami w zakresie projektowania trasy inne wyścigi WorldTouru dość nachalnie próbują puszczać oczko do zawodników wszelkich specjalności, Vuelta a Catalunya pozostaje wierna swojej naturze i tradycji. Wysyła sprinterom dość klarowny komunikat, że mieli już swoje szanse w Milano-Sanremo, a na bogatym południu Półwyspu Iberyjskiego czeka ich tylko niekończący się łańcuch gór i niepowodzeń. Oczywiście Nacer Bouhanni nie byłby sobą, gdyby słuchał dobrych rad…

Bezkompromisowość w zakresie trasy jak dotąd nie tylko sprawiała, że katalońska etapówka wraz z Vuelta al Pais Vasco wyróżniała się na tle lepiej wpisujących się w nowoczesne kanony imprez. Mnogością podjazdów każdej wyobrażalnej kategorii gwarantowała zazwyczaj, że wyścig był emocjonujący aż do ostatniego dnia rywalizacji ze słynnym wzgórzem Montjuic w roli głównej, a o ostatecznym kształcie klasyfikacji generalnej decydowały sekundy.

Czym zatem kierowali się organizatorzy, włączając do programu jazdę drużynową na czas o długości przekraczającej 40 kilometrów i profilu szczerzącym się niczym rekin na plakacie niezapomnianej produkcji pod tytułem Szczęki? Nie mam bladego pojęcia. Należy jednak mieć nadzieję, że nie ułoży to wyścigu już w drugim dniu jego rozgrywania, a mniejsze drużyny szczebla kontynentalnego zdołają ukończyć etap w limicie czasu. Zacznijmy jednak od początku…

Etap 1, 20 marca: Callela – Callela (178.9km)

Rozpoczynający się i kończący w Calleli etap wiąże się dla nas z wyjątkowo pozytywnymi wspomnieniami – to właśnie tam przed dwoma laty swoje jedyne zwycięstwo na poziomie WorldTouru odniósł Maciej Paterski. Trasa odcinka otwierającego tegoroczną edycję Volta a Catalunya, choć nie identyczna, zawierać będzie doskonale znane przeszkody: Alt de Parpers (3,2 km, 4,5%, max. 6%), Alt dels Pinars de Bado (4,3 km, 4,3%, max. 7%), Alt de La Pullosa (7,7 km, 3%, max. 6%), Alt El Muntanya (3,9 km, 7,5%, max. 18%), Coll Formic (8,4 km, 4,7%, max. 12%) i Alt de Collsacreu (3 km, 4,7%, max. 6%). Rywalizacja powinna sprowadzić się do typowego przeciągania liny pomiędzy harcownikami a drużynami, które z nie do końca zrozumiałego powodu postanowiły przywieźć do Katalonii sprinterów.

Etap 2, 21 marca: Banyoles – Banyoles (41.3km, TTT)

Umieszczanie jazdy drużynowej na czas w trwającym zaledwie tydzień wyścigu etapowym zawsze wzbudza pewne kontrowersje. O ile w wielkim tourze słusznie służy to uwypukleniu mocy i nagrodzeniu zbiorowego wysiłku całej ekipy, tak w krótszych imprezach często odbiera szanse silnym liderom niekoniecznie specjalizujących się w tej dyscyplinie teamów. Co dopiero powiedzieć o drużynowej czasówce, która nie tylko rozegrana zostanie na dystansie ponad 40 kilometrów, ale również w terenie wymagającym najwyższego stopnia umiejętności o organizacji? Na pewno należy spodziewać się kolosalnych różnic czasowych na mecie i chłopców z BMC ponownie pijących szampana. Pewne nadzieje można również wiązać z drużynowym wysiłkiem zawodników CCC Sprandi Polkowice, którzy w niemal równie długiej czasówce rozegranej niedawno podczas Vuelta a la Comunitat Valenciana zajęli 11. miejsce, pokonując Dimension Data, Ag2r-La Mondiale i wszyskie ekipy szczebla Pro Conti.

Etap 3, 22 marca: Mataró – La Molina (188.3km)

Środa po Milano-Sanremo to dzień rozgrywania Dwars door Vlaanderen, teraz wyniesionego do rangi imprezy WorldTouru. Jeśli jednak ktoś ma awersję do pokrytych kocimi łbami belgijskich hellingen, Volta a Catalunya w ramach alternatywy oferuje swój typowy górski etap z metą w stacji narciarskiej La Molina. Zazwyczaj nie generuje on wielkiej ekscytacji ani dużych różnic w klasyfikacji generalnej, jednak rozgrywana w przeddzień drużynowa jazda na czas może tym razem wymusić na niektórych liderach agresywniejszą jazdę.

Etap 4, 23 marca: Llivia – Igualada (194.3km)

Kilka razy pod górę, ale jeszcze więcej z górki. Etap, którego profil od pierwszego wejrzenia przywodzi na myśl Alejandro Valverde, choć Julian Alaphilippe czy Daniel Martin również powinni włączyć się do rywalizacji.

Etap 5, 24 marca: Valls – Lo Port/ Tortosa (182km)

Ponieważ jak już podkreślałam organizatorzy Vuelta a Catalunya cechują się żelazną konsekwencją, drugi z prawdziwie górskich etapów tegorocznej edycji wyścigu również zostanie rozegrany równolegle z belgijskim semi-klasykiem, tym razem w postaci E3 Harelbeke. Zapowiada się jednak nieco bardziej interesująco, zawierając Coll de Fatxes (14,4 km, 2,7%, max.11%) jako przystawkę i bardziej imponujący Lo Port (8.4km, 9%, max. 20%) w roli dania głównego. Najlepszy góral tegorocznej edycji imprezy zapewne dotrze na jego szczyt w pojedynkę.

Etap 6, 25 marca: Tortosa – Reus (189.7km)

W zależności od sytuacji w klasyfikacji generalnej, scenariusze możliwe do wdrożenia na sobotnim etapie zakładają sukces jednego z marzących o koszulce najlepszego górala Katalonii harcowników, kolejną epicką szarżę Alberto Contadora, zwycięstwo Alejandro Valverde lub ich różne kombinacje. Kluczowym podjazdem dnia będzie Alt de la Musara (11,6 km, 5%, max. 11%), jednak długi zjazd i niewielka hopka na ostatnich 3000 metrów powinny przechylić szalę zwycięstwa na korzyść bardziej dynamicznych specjalistów od pagórkowatych klasyków.

Etap 7, 26 marca: Barcelona – Barcelona (138.7km)

A skoro już o pagórkowatych klasykach mowa, tradycyjnie zamykający Vuelta a Catalunya etap rozgrywany na rundach w Barcelonie musi być jednym z powodów, dla których Chris Froome jeszcze nigdy nie zdołał wygrać tego wyścigu. Dystansem co prawda nie dorównuje słynnemu ardeńskiemu tryptykowi, ale z Alt de Montjuic (2 km, 5,7%, max. 8%) w roli głównej zazwyczaj jest chaotyczny, rozgrywany w szalonym tempie i towarzyszą mu niesprzyjające warunki atmosferyczne. Powinien mieć szanse w rywalizacji z rozgrywanym tego samego dnia Gent-Wevelgem. Tam i tak wygra Sagan.

Lista faworytów do odniesienia końcowego sukcesu w katalońskiej etapówce bywała już w ostatnich latach bardziej imponująca, jednak i tym razem nie powinno zabraknąć emocji. Uwaga zagranicznych mediów skoncentrowana będzie przede wszystkim na powrocie Chrisa Froome’a (Team Sky) do rywalizacji po nietypowo długiej przerwie, której powodów można się co najwyżej domyślać. Chociaż trzykrotny zwycięzca Wielkiej Pętli jest wymieniany jako faworyt niemal każdego wyścigu w którym bierze udział, jego forma w drugiej połowie marca zazwyczaj bywała daleka od optymalnej. Można się zatem spodziewać, że opcją rezerwową brytyjskiej drużyny będzie znajdujący się obecnie w świetnej dyspozycji Geraint Thomas, a i Mikela Landzy nie należy przedwcześnie skreślać.

Honoru gospodarzy bronić będą zawsze waleczny Alberto Contador (Trek-Segafredo) i wracający po chorobie Alejandro Valverde (Movistar), ale znacznie dłuższa lista pretendentów do tytułu zawiera takie nazwiska, jak Adam Yates (Orica-Scott), Daniel Martin (Quick-Step Floors), Ilnur Zakarin (Team Katusha-Alpecin), Rohan Dennis (BMC Racing), Steven Kruijswijk, George Bennett (LottoNL-Jumbo) czy Jakob Fuglsang (Astana).

Chociaż emocje związane z sukcesem Michała Kwiatkowskiego w Milano-Sanremo jeszcze nie opadły, nas interesuje przede wszystkim występ Rafała Majki (Bora-hansgrohe) wspieranego przez Pawła Poljańskiego i Cesare Benedettiego. Trzymamy również kciuki za CCC Sprandi Polkowice.

 

Relacje z 97. edycji Vuelta a Catalunya będzie można śledzić na antenie Eurosportu 1 od godz. 15:30.

Poprzedni artykułKristoff podsumowuje Mediolan – San Remo
Następny artykułFilip Maciejuk 13. w Guido Reybrouck Classic
Z wykształcenia geograf i klimatolog. Przed dołączeniem do zespołu naszosie.pl związana była z CyclingQuotes, gdzie nabawiła się duńskiego akcentu. Kocha Pink Floydów, szare skandynawskie poranki i swoje boksery. Na Twitterze jest znacznie zabawniejsza. Ulubione wyścigi: Ronde van Vlaanderen i Giro d’Italia.
Subscribe
Powiadom o
guest
2 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze
Inline Feedbacks
View all comments
kolorzmały
kolorzmały

– no pęknie,pieknie się to zapowiada i teraz czas na Rafała żeby błysnął jak Michał w sobotę…

sulek2712
sulek2712

To chyba w końcu czas na zwycięstwo Contadora. bo już limit pecha wyczerpał.