Ostatniego dnia Wielkiego Touru najczęściej jesteśmy świadkami celebracji, szampańskiej zabawy i pojedynków sprinterów.
Wczoraj byliśmy świadkami znakomitej taktyki Astany. Wszystko zadziałało w odpowiednim momencie i Vincenzo Nibali może się cieszyć z drugiego triumfu w La Corsa Rosa. Etap trafił w ręce uciekiniera, Reina Taaramae (Katusha).
Większość kibiców, kolarzy i obserwatorów uważa Giro d’Italia za zamknięte. Ostatni etap, wzorem przejazdu przez Pola Elizejskie w Tour de France jest przeznaczony na radość tych, którzy walczyli o końcowy triumf. Koszulki trafią w ręce Vincenzo Nibalego (różowa, klasyfikacja generalna), Mikela Nieve (Team Sky, niebieska, klasyfikacja górska) i Boba Jungelsa (Etixx-Quickstep, biała, klasyfikacja młodzieżowa).
Do rozstrzygnięcia pozostają dwie sprawy – etap i czerwona koszulka za klasyfikację punktową. Na teraz liderem jest zwycięzca z zeszłego roku Giacomo Nizzolo (Trek-Segafredo). W grze pozostają jeszcze Diego Ulissi (Lampre-Merida) i Matteo Trentin (Etixx-Quickstep). Straty są jednak dość spore (odpowiednio 33 i 44 punkty) i wydaje się, że tylko kataklizm może odebrać Nizzolo drugą z rzędu czerwoną koszulkę.
Do pokonania będą dzisiaj 163km z Cuneo do Turynu. Po ulicach stolicy Piemontu kolarze przejadą osiem okrążeń po 7.5km. Na początku każdej rundy czeka podjazd o długości 800m i maksymalnym nachyleniu 8%.
Zazwyczaj na „etapach przyjaźni” wśród faworytów wymieniamy sprinterów, ale to jest Giro d’Italia. Po pierwsze na trasie pozostało niewielu specjalistów w tej dziedzinie – Nizzolo, Sacha Modolo (Lampre-Merida), Nikias Arndt (Giant-Alpecin) czy Matteo Trentin (Etixx-Quickstep). Po drugie sytuacja może być podobna jak przed rokiem, gdy najszybsi kolarze uznali wyższość dwóch harcowników, Iljo Keisse (Etixx-Quickstep) i Luke’a Durbridge’a (Orica-Greenedge). Podjazd w Turynie, a potem niecałe 7km do finiszu to łakomy kąsek dla Diego Ulissiego (Lampre-Merida), Stefano Pirazzi (Bardiani-CSF), Stefana Kunga (BMC) i… Łukasza Wiśniowskiego (Etixx-Quickstep). Polak lubi długie finisze, więc czemu nie?
Dzisiejszy odcinek z pewnością będzie więc ciekawy – jeśli nie dzięki świętujących zwycięzców, to dzięki kolarzom, którzy będą chcieli pokazać, że „etap przyjaźni” nie oznacza spokojnej jazdy do samej mety.