Fot. Facebook/Giro d`Italia

Nareszcie Turyn. Po prawie trzech i pół tysiąca przejechanych kilometrów, różowy peleton skończył podróż dookoła Włoch. Zwycięzcą jest 31-letni Vincenzo Nibali (Astana), który w maglia rosa przejechał tylko jeden etap. 

Alejandro Valverde.

Alejandro Valverde i kropka. 36-letni Hiszpan nie przestaje imponować. Właśnie ma za sobą debiut w Giro d`Italia – jednym z trzech najtrudniejszych i najważniejszych wyścigów na świecie. W Apeldoorn mówił, że jego celem jest wygranie etapu lub „top 3” klasyfikacji generalnej. Ma jedno i drugie, a w wysokich górach konsekwentnie trzymał się z najmocniejszymi kolarzami w wyścigu. Pasją do kolarstwa, którą posiada, mógłby obdzielić przynajmniej połowę światowego peletonu, a polskich kolarzy niemal wszystkich.

Nie tylko jazda pod górę

99. edycja Giro d`Italia pokazała, że aby wygrać trzytygodniowy wyścig nie wystarczy bezpiecznie przejechać płaskich etapów, szybko wjechać pod górę i jakoś z niej zjechać. Jakoś zjechali Ilnur Zakarin (Katusha) i Steven Kruijswijk (LottoNL-Jumbo). Pierwszy wylądował w szpitalu ze złamanym obojczykiem, a drugi stracił maglia rosa i podium klasyfikacji generalnej. Trudne technicznie i szybkie zjazdy nie wybaczają błędów i faworyzują tych, którzy tę sztukę opanowali niemal do perfekcji. Nie ma przypadku i pecha w przypadku kraksy Kruijswijka. Holender w słuszny sposób ustąpił z pierwszego miejsca podium, robiąc miejsce kolarzowi, który jeździ o wiele lepiej technicznie, czyli Vincenzo Nibalemu. O tym, jak ważne jest to, żeby dobrze zjeżdżać, świadczy także triumf etapowy Matteo Trentina, który gonił na zjeździe Mosera i Brambillę, czego nie pokazały telewizyjne kamery.  Były jeszcze etapy płaskie, takie, w których trzeba było zmierzyć się czasem oraz pagórkowate, szybkie, interwałowe, podczas których niezbędne było być uważnym, dobrze gospodarować siłami i pilnować, by nie uciekł ten, kto nie powinien.

Czy Vincenzo Nibali jest obecnie najlepszym GC contender?

Użyłam angielskiego określenia, które bardzo lubię, ponieważ jest ekonomiczne i ładnie brzmi. W związku z tym, że składa się tylko z dwóch członów, nadaje powagi, prestiżu i animuszu. No w każdym razie brzmi lepiej niż na przykład: kolarz, który posiada wszystkie potrzebne umiejętności, by wygrywać wielkie toury. Tyle jeśli chodzi o kwestie językowe, teraz spróbuję odpowiedzieć na zadane w śródtytule pytanie. Sympatycy Alberto Contadora z pewnością zaraz odparli, że absolutnie nie. I pewnie mają rację, bo biorąc pod uwagę tych dwóch zawodników będących w najwyższej formie, rzeczywiście trudne byłoby wybranie któregoś z nich. Nie ulega jednak wątpliwości, że „Rekin z Messyny” pokazał w ostatnich latach, iż odnajduje się zarówno we włoskim, francuskim, jak i hiszpańskim wielkim wyścigu, a także potrafi wygrywać zarówno z pozycji defensywnej, jak i ofensywnej. Dodatkowo, na tyle opanował wszystkie elementy kolarskiego rzemiosła i niezbędną siłę mentalną, by poradzić sobie z rywalami i – tak, jak w tegorocznym Giro – spekulacjami i presją medialną. Teraźniejszego Alberto Contadora aż na tyle chyba nie byłoby stać. A dlaczego nie Froome, Aru, Landa? To jest pytanie, które pozostawiam bez odpowiedzi.

Rafał Majka był w stanie jechać z najlepszymi i tylko tyle

Polak zajął piąte miejsce w klasyfikacji generalnej Wyścigu dookoła Włoch i to jest dotychczas najlepsze osiągnięcie polskiego kolarza w tym wyścigu. Serdeczne gratulacje i wyrazy uznania! Polak jechał równo, zawsze z faworytami i raz jeszcze pokazał, że nie ma problemu z trzymaniem koła najlepszych górali na świecie. Jednak nam, i z pewnością także jemu samemu, zabrakło przysłowiowej wisienki na torcie, czyli wygranej etapowej lub podium w „generalce”. O przyczynach niemożności zjedzenia wisienki, niech porozmawiają w gronie drużyny Tinkoff, a my cieszmy się, że mamy kolarza światowego formatu. Poza tym, to tylko kolarski wyścig, jak powiedział Esteban Chaves, a Rafał Majka ma dopiero 26 lat.

Moda na wycofanie

Przed rozpoczęciem każdego wielkiego touru odbywają się sesje zdjęciowe i konferencje prasowe z gwiazdami, które mają przyciągnąć kibiców na szosy i przed telewizory, reklamodawców do współpracy, sponsorów do sponsorowania itd. Później trzeba się zadowolić faktem, że oni tu byli, ale już ich nie ma. Marcel Kittel, Andre Greipel, Tom Dumoulin, Mikel Landa, Ryder Hesjedal. Każdy z nich wycofał się w różnych fazach wyścigu i z różnych powodów. Jedni po to, by się nie męczyć i przygotowywać do dalszych celów sezonu, a inni z powodu chorób, bardziej i mniej poważnych. Dywagować o słuszności tych decyzji można by długo, ale z pewnością szkoda, że wyżej wymienieni kolarze nie dojechali do Turynu. Kto by nie chciał zobaczyć pojedynku wymęczonych Dolomitami i Alpami Kittela z Greipelem w Turynie, niech rzuci kamieniem.

Marta Wiśniewska

Poprzedni artykułVincenzo Nibali wygrał Giro d’Italia
Następny artykułRafał Majka podsumowuje Giro
Absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie. W kolarstwie szosowym urzeka ją estetyka tej dyscypliny stojąca w opozycji do cierpienia. Amatorsko jeździ na rowerze górskim i szosowym, przejeżdżając kilka tysięcy kilometrów rocznie.
Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
Najstarsze
Najnowsze
Inline Feedbacks
View all comments
Damian
Damian

Ja zapamiętam fantastycznie zjeżdżającego Andreya Amadora, który gdyby nie konieczność pracy na Valverde, pewnie skończyłby wyżej. Chętnie zobaczyłbym go jako lidera zespołu na Wielki Tour
Zapamiętam też Gianlucę Brambillę, jego heroiczną walkę o sekundy na czasówce, a potem jeszcze bardziej heroiczną i tytaniczną pracę na rzecz Boba Jungelsa, by ta Maglia Rosa została w ekipie. Wreszcie z tego powodu, że po raz kolejny zahamował swoje ambicje czekając na Trentina i wspólnie z nim ogrywając Mosera na finiszu.
W głowie będzie mi siedzieć też piękne zwycięstwo Rogera Kluge, który wykorzystał do etapowego zwycięstwa cały swój torowy kunszt.