Dzikie, radosne i nieprzewidywalne – tak napisałam o Giro d’Italia jeszcze przed rozpoczęciem wyścigu, a kolejna edycja ponownie to potwierdziła. Jeszcze przez rozpoczęciem wczorajszego etapu Steven Kruijswijk wydawał się pewnie dzierżyć maglia rosa, a uginający się pod ciężarem krytyki Vincenzo Nibali wyglądał na pokonanego człowieka.
Kiedy jednak dotarli do francuskiego Risoul, obaj nie byli w stanie powstrzymać łez – w przypadku Holendra była to reakcja na fizyczny ból i porażkę, Włoch najprawdopodobniej musiał odreagować w ten sposób presję, którą zrzucił z ramion. Różową koszulkę założył natomiast zawsze uśmiechnięty Kolumbijczyk, który bułki kupuje na większej wysokości, niż w Europie przychodzi mu się wspinać na rowerze.
Przed decydującym etapem w Alpach nie możemy mieć pewności, kogo zaleje morze różowego konfetti w niedzielne popołudnie w Turynie. Nie wiemy także, kto stanie na pozostałych stopniach podium, ani czy niewątpliwie najsilniejszy kolarz tegorocznej edycji włoskiego wielkiego touru w ogóle ukończy wyścig. Takie jest jednak Giro, a blok górskich etapów otwierający ostatni weekend imprezy już dawno nie wygenerował takiej dramaturgii.
Oto, co na temat 20. etapu 99. edycji Giro d’Italia mieliśmy do powiedzenia jeszcze przed rozpoczęciem wyścigu:
Etap 20, 28 maja: Guillestre – Sant’Anna di Vinadio (134km, *****)
Tradycją Giro d’Italia stało się rozgrywanie spektakularnego górskiego etapu podczas przedostatniego dnia imprezy, koniecznie zawierającego jeden z najbardziej ikonicznych podjazdów. Po Mortirolo i Stelvio (2012), Tre Cime di Lavaredo (2013), Monte Zoncolan (2014) i Colle delle Finestre (2015), przyszedł czas na Col de la Bonette. Jeśli ktokolwiek ma jeszcze siłę o cokolwiek walczyć, możemy spodziewać się prawdziwych fajerwerków.
Z pewnością czekają nas huczne fajerwerki, a walka o zwycięstwo w Giro d’Italia i miejsca na niższych stopniach podium stoczona zostanie w drodze powrotnej z Francji do Włoch, podczas której pokonane zostaną trzy masywne alpejskie podjazdy najwyższej kategorii: Col de Vars (18.2km, 6.0%, max. 13%), Col de la Bonette (22.2km, 6.7%, max. 10%) i Colle della Lombarda (19.8km, 7.5%, max. 12%).
Chociaż jako najwyżej położona wyasfaltowana przełęcz w Europie, Bonette pokonywana w innym wariancie musiałaby być Cima Coppi tegorocznego Giro i jest podjazdem bardziej znanym, o losach wyścigu zadecyduje najprawdopodobniej stanowiąca francusko – włoską granicę Colle della Lombarda.
Wczorajszy zjazd z Col dell’Agnello odwrócił losy wyścigu, a podczas dzisiejszego etapu będzie ich zdecydowanie więcej, z najbardziej technicznym pokonywanym jako ostatni. Po zjeździe z Colle della Lombarda kolarzy czeka jeszcze 3. kategorii podjazd do mety usytuowałej w Sant’Anna di Vinadio (4.4km, 7.6%, max. 10%).
Wczorajszy etap pozostawił więcej znaków zapytania, niż odpowiedzi. Czy Steven Kruijswijk jest materiałem na wielkiego mistrza i stanie do walki, jak w podobnych okolicznościach chociażby Alberto Contador? Czy odrodzenie Vincenzo Nibaliego jest czymś więcej, niż jednodniowym zrywem, i Włoch ma jeszcze szansę na odniesienie zwycięstwa? Czy cały czas młody Esteban Chaves zniesie ogrom presji, który teraz ciąży na jego barkach? Wreszcie, co z Rafałem Majką i Alejandro Valverde? Czy Polak w końcu spróbuje wziąć sprawy w swoje ręce? Czy Hiszpan zdoła przetrwać kolejny dzień na wysokości?
Wiemy jedynie, że najwięksi zawodnicy tego wyścigu stoczą niezapomniany bój.
I wiemy co się zazwyczaj dzieje, kiedy rekin raz poczuje krew…
Giro i Vuelta sa zdecydowanie ciekawsze niz TdF. Francja to juz teraz glownie marketing.
się będzie działo
mam nadzieje 🙂