Erik Baska zanotował swoje pierwsze zwycięstwo w barwach grupy Tinkoff. W końcówce świetnie zaprezentował się Marcin Białobłocki, który samotnie uciekał.
Dwieście kilometrów po płaskiej jak stół trasie był jedną z niewielu okazji podczas wiosennych klasyków, kiedy szansę wykazania się mają sprinterzy. Tradycyjnie jednak znaleźli się śmiałkowie, którzy chcieli wyrwać się z peletonu. Przez pierwszą godzinę jazdy grupa zasadnicza jednak nie pozwalała na żaden odjazd. To udało się dopiero dwóm kolarzom – Tom Devriendt oraz Gijs Van Hoecke. Kolarz Wanty – Groupe Gobert wraz z zawodnikiem Topsport Vlaanderen mieli nawet 3 minuty przewagi, ale tuż za połową całego wyścigu zostali dogonieni.
Kilkanaście kilometrów później zawiązała się kolejna, już pokaźniejsza akcja w której znalazł się m. in Marcin Białobłocki (One Pro). Grupa z mistrzem Polski w jeździe indywidualnej na czas zyskiwała kolejne sekundy przewagi. „Polish Machine” miał jednak inny pomysł na wyścig i spróbować odważnej, samotnej akcji. Po przedostatnim przejeździe przez linię mety kolarz One miał wciąż ponad 20 sekund przewagi nad goniącym go peletonem.
10 kilometrów przed metą akcja Polaka została jednak skasowana i kolejni śmiałkowie próbowali swoich sił, jednak żadna z akcji się nie powiodła. W krętej końcówce najlepiej poradził sobie Erik Baska z Tinkoffa i to on mógł unieść ręce w geście zwycięstwa.