Stało się – mieliśmy pierwszy przypadek technologicznego dopingu. Krótki tekst o tym co było, jest obecnie, a także o tym co może stać się z kolarstwem ze względu na mechaniczne wspomaganie.

Minęło blisko 6 lat od czasu, gdy Fabiana Cancellarę oskarżono o doping w postaci silnika w rowerze. Wówczas, choć kilka osób podeszło do sprawy bardzo poważnie i kompleksowo, serwując dokładne wytłumaczenia jak takowy silniczek mógłby wspomagać Spartakusa, cała sprawa przez kolejne lata delikatnie ucichła. Taki obrót spraw wydawał się dość naturalny, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę, że kolarstwo cały czas zmagało się z dopingiem „konwencjonalnym” jakim było/jest EPO lub inne zakazane środki. Jakkolwiek wyświechtanym zwrotem jest „są rzeczy ważne i ważniejsze” wydaje się, że pasuje do tej sytuacji idealnie.

W międzyczasie ciągle wracała sprawa Lance’a Armstronga, a do stosowania EPO przyznali się tacy zawodnicy jak Ryder Hesjedal, Michael Boogerd, Michael Rasmussen czy Thomas Dekker. Pozytywne wyniki badań antydopingowych miało także kilkudziesięciu kolarzy o mniej lub bardziej znanych nazwiskach. Pomimo schyłkowej fazy „ery EPO” nadal na dopingu był łapany praktycznie cały przekrój peletonu – od dostarczycieli bidonów, przez szeregowych kolarzy aż po liderów grup.

Podczas hiszpańskiej Vuelty w 2014 roku namierzono, że koło w rowerze Rydera Hesjedala kręciło się po upadku dłużej i szybciej niż powinno, ale… Nie nagłośniono specjalnie tej sprawy. Minęło kilka miesięcy i Międzynarodowa Unia Kolarska przystąpiła do ataku. Światowa federacja wyposażona w sprzęt zaczęła prześwietlać rowery na wyrywki. Pierwsza głośna kontrola miała miejsce podczas Mediolan – San Remo 2015, kiedy to prześwietlono choćby rower Michała Kwiatkowskiego, jadącego wówczas w koszulce mistrza świata. Przez kolejne kilka wyścigów informowano, że kolejne rowery były sprawdzane. I co?

Luca Paolini

I nic. Nie znaleziono żadnego silnika, motoru czy baterii, choćby silniczka, motorka czy bateryjki. Nic nie wskazywało na to, że ktoś stosuje tego typu doping. Nadal dość modne było „dawanie w żyłę” (albo w „pudrowanie noska” jak to zrobił Luca Paolini) i nikt, pomimo kontroli UCI, nie traktował poważnie dopingu technologicznego. W maju ubiegłego roku, rozmawiając z mechanikiem Verva Active Jet, Arkadiuszem Klimczakiem, pytałem o sprawę silników w rowerach. Arek mówił wówczas tak:

Weźmy przykład Cancellary – jechali sobie razem, a Cancellara nagle wszystkim odjeżdżał jakby reszta jechała na zaciśniętych hamulcach. Ci zawodnicy przygotowują się do konkretnych startów i na ten konkretny dzień miał mieć formę. Jeden z formą trafił, inni nie. Nie sadzę, żeby ktoś używał silniczków, bo jeśli by go złapali to ogromny wstyd dla niego. […] W takim przypadku to chyba bajki.”

…inną sprawą jest, że nikt otwarcie się do tego nie przyzna 🙂

Jednak stało się – po kilku miesiącach, na początku 2016 roku, mamy pierwszy przypadek mechanicznego dopingu w kolarstwie. Co prawda w przełajach, a cała sprawa jest delikatnie mówiąc „szemrana”, a bo to rower nie mój, a bo to pożyczony, a w sumie to on był w boksie, a to, a tamto… Trudno się mówi, prześwietlili, znaleźli, kara będzie.

W szosowych rowerach na razie UCI się nie doszukało żadnego silniczka, ani motorka czy choćby nadprogramowej śrubki, ale znaleźli się tacy, którzy informują, że silniki w rowerach to już epoka kredy dopingu mechanicznego i teraz są koła elektromagnetyczne. Biorąc pod uwagę obecną technologię wprowadzenie takich nowinek nie jest czymś w rodzaju „rocket science” i być może niektórzy to stosują. Trzymajmy się jednak tego, że dopóki nie ma winy, to nie będzie kary. „Nie dzielmy skóry na niedźwiedziu”.

Popuśćmy jednak wodzę fantazji.

marty mcfly

Wyobraźmy sobie, że jest rok 2022 i mija kolejne sześć lat od „casusu Cancellary”. Doping mechaniczny powszednieje, a silniczek w rurze podsiodłowej z baterią w bidonie jest swego rodzaju historyczną anegdotką o pionierach tego typu sprzętu. UCI nie było w stanie przez kilka lat monitorować całego procederu i wychwytywała pojedyncze przypadki takich urządzeń. Wszystkie światowe marki rozpoczęły technologiczną batalię o wymyślenie jak najlepszego, jak najefektywniejszego sposobu wspierania ludzkich mięśni. Z coraz większym zasięgiem, z coraz mocniejszymi bateriami, z coraz lepszymi osiągami. Skala zjawiska była tak wielka, że UCI stanęło przed wyborem – walczyć z wiatrakami lub wydzielić nowy sport. W ten sposób zrodziło się e-kolarstwo.

Nowa rzeczywistość zachęciła m. in. Olega Tinkova do powrotu w kolarskie bramy. Rosyjski bogacz w końcu znalazł sposób na realizacji swoich planów i stworzył e-kolarski odpowiednik World Touru – World Series of E-Cycling. Dzięki rozległym kontaktom Rosjanina cykl został powiązany z Formułą 1 i rozgrywany był jako impreza towarzysząca każdemu weekendowi F1, zgodnie z planami Tinkova – na zamkniętych torach.

yas marina

World Series of E-Cycling zyskiwało na popularności. Dzięki koneksjom z F1 w tej rzece płynęły coraz większe pieniądze co przyciągało emerytowanych mistrzów kolarstwa. Mark Cavendish wraz z Bradleyem Wigginsem wygrywali wyścig za wyścigiem, jeżdżąc w stajni sponsorowanej przez jednego z najbogatszych Brytyjczyków – Richarda Bransona. Fernando Alonso, po nieudanych próbach podboju rajdu Dakar ostatecznie dopiął swego i wszedł w kolarstwo ciągnąc ze sobą swoich rodaków – Alejandro Valverde i Alberto Contadora. Donald Trump, który swego czasu próbował zorganizować amerykański odpowiednik Wielkiej Pętli – Tour de Trump, doprowadził do powrotu na dwa kółka Lance’a Armstronga, który wykorzystał lukę w przepisach i mógł ponownie startować, tym razem w e-kolarstwie…O porzuceniu tradycyjnego kolarstwa rozmyśla także trzykrotny mistrz świata Michał Kwiatkowski, który miałby startować w jednej grupie z Rafałem Majką, byłym triumfatorem wszystkich Grand Tourów. O starcie Polaków w zmotoryzowanym kolarstwie mówi się coraz głośniej ze względu na to, że tor w Gdańsku, zaprojektowany przez nadwornego architekta F1 – Hermanna Tilke, wszedł w skład organizatorów jednej z eliminacji mistrzostw świata Formuły 1.

Abstrakcja? A może tak będzie wyglądać przyszłość za kilka lat?

Fot: cnnphilippines.com / thenational.ae / derestricted.com/

Poprzedni artykułAlexander Kolobnev nowym zawodnikiem Gazprom-Rusvelo
Następny artykułMarcel Kittel: „Pokazaliśmy jak mocną drużyną jesteśmy”
Licencjat politologii na UAM, pracuje w sklepie rowerowym, półamatorsko jeździ rowerem. Za gadanie o dwóch kółkach chcą go wyrzucić z domu. Jeśli już nie zajmuje się rowerami, to marnuje czas na graniu w Fifę. W trakcie Tour de Pologne zazwyczaj jest na Woodstocku.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments