Trudno jest opisać wydarzenie kolarskie, o którym w tak krótkim czasie napisano już tyle dobrego, ale jeśli do jakiegoś kolarza w Polsce nie dotarła jeszcze informacja o tym jak wspaniale było podczas Tatra Road Race, to mam nadzieję ten artykuł to naprawi.

Na pomysł zorganizowania wyścigu kolarskiego pod Tatrami w zeszłym roku wpadli dwaj kolarze: Czarek Szafraniec i Krystian Piróg. Ich celem było wydarzenie, które połączy wszystko to, co w kolarstwie piękne: niesamowicie ciężkie ciągnące się niemiłosiernie podjazdy, a na ich szczycie zapierające dech w piersiach widoki na Tatry oraz atmosferę jak z wielkich tourów. Wielką niewiadomą była tylko pogoda –  ale 11 lipca była wymarzona!

Do wyboru były dwa dystanse: krótki 46km / 950m w pionie i długi 110km / 2750m w pionie.

Skoro w nazwie wyścigu jest najwyższe pasmo gór w Polsce, to profil nie mógł wyglądać inaczej niż wykres EKG lub jak napisał Michał Bogdziewicz na swoim blogu: „wykresem jak to mówią PROsi, można się uczesać”. Ciekawą teorię dlaczego taka trasa, a nie inna miał Hop Cycling – cyt.”  Podczas jazdy, wpadały mi do głowy pewne teorie tłumaczące jak mogła zostać wytyczona. Może startował ktoś kogo nie lubili. Może założyli się z kimś, że uda im się połączyć kreską wszystkie najbardziej strome drogi w okolicy… niektóre dwa razy”. Ale zapewniam – organizatorzy kochają kolarstwo i kolarzy!

Każdy rozsądny kolarz na takiej trasie od początku rozłożyłby siły, ale to by było za nudne, więc organizatorzy TRR przygotowali kilka premii górskich i specjalnych. Zawodnicy wiedzieli, że warto o nie powalczyć ze względu na cenne nagrody finansowe oraz piękną szklaną statuetkę dla najlepszego górala, więc przed każdą premią, która usytuowana była na szczycie morderczego podjazdu, zapominali o oszczędzaniu sił i odpalali kolejne zapałki.

No więc było ciężko, ba, podobno nawet ciężej być nie może, ale co poza tym? Start nie mógł być z innego miejsca niż spod najbardziej znanego hotelu w Zakopanem – Mercure Kasprowy, przed którym roztaczały się przepiękne widoki na Tatry. O godzinie 11 kolarze ruszyli na długi dystans. Kawałek płaskiego i pierwszy podjazd pod Butorowy – premia górska o Puchar Wójta Gminy Kościelisko. Tu odbyła się selekcja i uformowała się pierwsza grupka z liderami wyścigu m.in. Adamem Zychem (Ośka Warszawa), Michałem Bogdziewiczem (Nexus), Łukaszem Kuncem (NKK-IGLOO-JMP.race).

Kolejna premia Zoki, a potem podjazd pod Ząb i wjazd na pętlę z morderczymi podjazdami pod Pitoniówkę i Bachledówkę (a to nie były jedyne podjazdy, ale o pozostałych „wzniesieniach” nie wspominam, bo pamiętacie – profil jak grzebień). Na Pitoniówce była usytuowana premia górska Wójta Gminy Szaflary. Ten podjazd niewinnie ciągnął się przez las dochodząc do wartości dwucyfrowej, myląc kolarzy, że gdzie widać koniec lasu, to pewno koniec już tego podjazdu, by nad lasem odsłonić swoje prawdziwe oblicze, którego widok odbierał pozostałe resztki sił. Tam dopiero zaczynał się podjazd właściwy, gdzie dwie cyfry przy % towarzyszyły do samiućkiego końca.

Przy tej katordze słychać było dźwięki jakby muzyki góralskiej – i co poniektórzy odbierali to jako omamy, a to kolarzy witała grająca i śpiewająca góralska kapela z Szaflar. Potem było przez chwilę z górki, ale zawodnicy wiedzieli, że ten podjazd będzie do pokonania jeszcze raz, a przed nim kolejny killer – Czerwienne i Bachledówka. Czerwienne – długi, niekończący się podjazd, kawałek zjazdu i wciskająca w pięty ścianka Bachledówka. Jeżeli tam nie miałeś już sił (o co nie trudno), a byłeś w czołówce wyścigu, to miałeś pecha. Liderzy znów zapominali o oszczędzaniu sił, ogień w nogach i walka o premię. A było o co – na 3 pierwszych zawodników czekały cenne trzy, dwu i jednodniowe pobyty w Hotelu Bachledówka & SPA. Potem chwilę z góry, ale z tyłu głowy znów pojawiała się czarna myśl – ten podjazd będzie trzeba pokonać jeszcze raz. Druga pętla minęła nie wiadomo kiedy, do pokonania była tylko: Bustryk, Pitoniówka, Maruszyna, Czerwienne, Bachledówka, Bustryk i dojazd do mety przez Słodyczki, Butorowy i zjazd Salamandą i jeszcze tylko finisz pod Hotel Mercure Kasprowy. Meta.

Każdy, kto dojechał do mety był zachwycony, dlaczego? Po pierwsze: pogoda – wymarzona na wyścig. Słońce, błękitne niebo, 20 stopni. Po drugie trasa – choć straszliwie ciężka, to przepiękna, nie do porównania widokowo z żadną inną w Polsce. Po trzecie – bezpiecznie. Choć wyścig odbywał się w ruchu otwartym, to zawodnik tego nie odczuwał. Wszystkie, nawet małe skrzyżowania zabezpieczone przez policję i niezliczone zastępy strażaków z OSP. Nawet na leśnych drogach, które krzyżowały się z trasą  stał co najmniej jeden strażak. Policjanci wstrzymywali samochody jak tylko jechał choćby jeden kolarz. A na końcowym zjeździe z Salamandry stał strażak / policjant na każdym zakręcie. Takiej obstawy nie było na żadnym amatorskim wyścigu kolarskim. Po czwarte: atmosfera. Chyba wszyscy  mieszkańcy okolicznych miejscowości wyszli kibicować kolarzom, a na Pitoniówce przygrywająca kapela góralska rozbroiła wszystkich. Po piąte: bufet- super zorganizowany. Kilka osób robiło wszystko, by każdy kolarz dostał, co potrzebuje. Podobno dostawa drożdżówek na bufet była umówiona na konkretną godzinę, by zawodnicy mogli je zjeść prosto z pieca. Na bufecie regeneracyjnym, po wyścigu przygotowanym przez Hotel Mercure Kasprowy sosy do makaronu do wyboru, każdy nakładał sobie co chciał i ile chciał. Po szóste: nagrody. Dla zwycięzców open, w kategoriach, premie górskie, klasyfikacja najlepszego górala: nagrody finansowe, pobyty w hotelach, badania wydolnościowe i wiele innych nagród rzeczowych. Zamiast plastikowych pucharków przepiękne, szklane, specjalne wykonane na ten konkretny wyścig statuetki – wspaniała pamiątka.

O tym wyścigu mówi się bardzo dużo dobrego, a jest to wynikiem spotkania się bardzo wielu osób, którzy kochają kolarstwo, zrobili to z pasji, włożyli w to mnóstwo serca i czasu. Są to organizatorzy, wszyscy wolontariusze, Wójtowie Gmin Szaflary, Czarny Dunajec, Poronin i Kościelisko, policjanci i strażacy, którzy bardzo się zaangażowali oraz wszyscy mieszkańcy, którzy tak żywiołowo kibicowali na trasie. Dzięki tym wszystkim osobom mieliśmy piękne święto kolarstwa, z Tatrami w tle. Zawody, które długo będą wspominać uczestnicy. Tatra Road Race – mamy nowe dobro narodowe, przebieramy już nogami do następnego roku.

Zwycięzcy Tatra Road Race 2015:

Dystans 110km – OPEN Kobiety

1 miejsce – Magdalena Piróg (NKK-IGLOO-JMP.race)
2 miejsce – Paulina Pacyga (expression velonews.pl)
3 miejsce – Sylwia Piszczatowska (PTR Dojlidy Białystok)

Dystans 110km – OPEN Mężczyżni

1 miejsce – Piotr Tomana (Piotr Tomana Ochojno PL WLKS Krakus bbc CZAJA
2 miejsce – Karol Rudnik (Eurobike Kaczmarek Electric Team)
3 miejsce – Michał Bogdziewicz (NEXUS Team)

Tytuł Najlepszego Górala wywalczył Piotr Tomana przed Karolem Rudnikiem oraz Michałem Bogdziewiczem.

Dystans 42km – OPEN Kobiety

1 miejsce – Maria Hajnos-Małecka (Slowmotion)
2 miejsce – Katarzyna Woźniak
3 miejsce – Anna Orłowska (SKYHIGH.PL)

Dystans 42km – OPEN Mężczyźni

1 miejsce – Sebastian Druszkiewicz (Gerna & NowiS Team)
2 miejsce – Marek Wojnarowski
3 miejsce – Michał Ostaszewski (NC+ sports team)

Poprzedni artykułGert Steegmans kończy karierę
Następny artykułBasso może wrócić do ścigania jeszcze w tym roku
Pomysłodawca, założyciel i właściciel naszosie.pl. Z wykształcenia ekonomista, kilkanaście lat zarządzający oddziałami banków. Pracę w „korpo” zakończył w 2013 i wtedy to zdecydował poświęcić się tylko pasji. Na szosie jeździ amatorsko od ponad 20 lat. Mąż i ojciec dwóch synów.
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments